poniedziałek, 5 października 2015

Casus "JANDA i sprzedawca słuchawek"

Znamienna ta historia, która zdarzyła się Krystynie Jandzie z chłopakiem ze sklepu ze sprzętem komputerowym. Nie rozpoznał jej, nawet gdy podała nazwisko do faktury. Nie kojarzył dzieł sztuki flmowej, w których Janda grała i które wniosły tak wiele do polskiego rozumienia świata, do naszego myślenia o systemie komunistycznym narzuconym Polsce, do naszej walki o wolność, dla morale całego narodu, i to przez lata! Na tym zakończyła swoją opowieść  Krytyna Janda, zadając pytanie: Po co moja praca (w domyśle, jeśli nic z niej nie zostało)? 

Dodam więc od siebie, że ja jestem zbulwersowana tym, że młodzieniec ów zachował się, jak gdyby uważał, że w jego elementarnych brakach w obyciu nie ma niczego niestosownego czy wstydliwego. (Ja uważam, że choć może nie on jest w 100% temu winny, to jednak jest za to odpowiedzialny.)

To w pierwszym akcie. W akcie drugim nastąpił atak hejterów i trolli na Jandę. Niby co ona sobie wyobraża... Niby dlaczego młody Polak miałby ją znać, starą, nic nie znaczącą aktorkę... No właśnie? Właściwie dlaczego? 

Najsmutniejszy jest jednak akt trzeci, w którym Janda, ikona polskiej sztuki aktorskiej, filmowej, teatralnej, szef jednego z najbardziej obleganych teatrów w Warszawie, kaja i się i przeprasza za to, że widocznie źle coś napisała, skoro nie została zrozumiana.


Pani Krystyno, błagam, proszę nie przepraszać. Bo to by oznaczało, że i ja muszę przepraszać, że żyję, że myślę tak jak myślę, i w ogóle za to kim jestem. Wykształconą osobą, inteligentką kochającą sztukę, osobą zanużoną w kulturze wyższej, mającą aspiracje, żeby być na bieżąco w kwestiach ważnych kulturowo. A nikt nigdy nie powienien przepraszać za bycie sobą, oczywiście jeśli nie jest chorym z nienawiści psychopatą, typu Hitler czy Breivik - tylko że im i tak nigdy nie przyszłoby to do głowy...

Oczywiście i ten młody chłopak (starający się w pracy, miły i dowcipny w gruncie rzeczy - jak pisze Janda), niemniej bez wątpliwości pozostający poza zasięgiem podstaw kultury polskiej, też nie musi przepraszać. Ale może zechce coś w swoim życiu zmienić, jeśli dotrze do niego - w jakiś cudowny sposób, bo chyba musi być w ogóle poza kulturą pisma, skoro nie zna słowa JANDA - ta informacja, że: 
- nie rozpoznał człowieka wielce zasłużonego dla swojego kraju 
- nie słyszał o wielce znaczącym, wręcz kultowym, filmie polskim, jakim bez wątpliwości jest "Człowiek z marmuru"
- ani nie słyszał o wybitnym dziele kinematografii swojego kraju, jakim jest "Przesłuchanie" 
- ani w końcu nie ma pojęcia o Solidarności, które to słowo jest dla tego dwudziestolatka nic nieznaczącym pojęciem, zaledwie nazwą bez treści, która obiła mu się o uszy w szkole... I to nie na pewno...

Tak mi szkoda pani, pani Krystyno. Przeżyła pani starcie kultur. Ja sama podobny szok przeżyłam już jakiś czas temu, w EMPIKu:

- Czy jest jakaś książka Eco? - To powiedziałam ja.
- A może być coś takiego? - To rzekła ona.
- Eeee??? - To ja jęknęłam, zdębiała.
- No, bo o co chodzi? O jakiś specjalny papier ekologiczny? - To ona, bardzo pomocna, w gruncie rzeczy.

OK, OK...
Teraz już wiem, że EMPIK to nie księgarnia, zatrudniony w EMPIKu to tylko pracownik fizyczny, który, tak jak inni przeciętni Polacy nie przeczytał być może ani jednej książki w życiu - on je tylko przenosi z miejsca na miejsce - a Eco to nie jest nazwisko, które by pojawiło się choć raz w przeciętnym domu czy szkole polskiej XXI wieku, bo niby przy jakiej okazji, skoro erudycja to rzecz wstydliwa, a nauka to głupota.

Nie ma wspólnoty, nie ma wspólnego kodu kulturowego, nie ma kanonu, którego znajomości wymaga się od wszystkich, nie ma aspiracji, żeby być uczestnikiem kultury. Nie ma tematów innych niż doraźne... Nie ma zagadnień do rozważenia. Wszystko jest płynne, względne, i... jakieś takie nieważne... 

Jest za to powszechne i skądinąd zrozumiałe, bo wynikające z głebokiej niewiedzy, że może być inaczej, przekonanie, że tak jest OK.

Kultura wyższa, będąca zawsze trudniej dostępna, staje się obecnie jeszcze bardziej elitarna - powiedzmy to wprost - niszowa. Gdybyśmy jednak czuli się w tej niszy bezpieczni... Wobec antyintelektualnego kierunku rozwoju naszej kultury, czyli po prostu "zalewu ciemnoty", pojawił się silny trend usprawiedliwiający taki stan rzeczy. Sprawia on, że ludzie niewykształceni nie wstydzą się swoich braków w wykształceniu i nie mają ambicji ich uzupełnienia. Za to uczestnicy kultury wyższej coraz częściej są stawiani w sytuacji, kiedy oczekuje się, że to oni będą się wstydzić tego, że czytają, słyszeli o czymś, wiedzą coś... Jakiejż odwagi wymaga powiedzenie głośno, że to niestosowne, nieestetyczne, niekulturalne mówić "zajebisty". Toż to słowo rynsztokowe, pochodzące od obrzydliwego koszarowego słowa "jebać". 

Powiedzenie, że należy od siebie wzajemnie wymagać dbałości o kulturę bycia, spotyka się z niechęcią. Gdy poziom ogólny tak dramatycznie spadł, może się wydawać to jakimś "wywyższaniem", choć jest to zaledwie dociąganie do normy! O zgrozo! 

Pochwała niewiedzy staje się nachalna i groźna.

Groźna jak bełkot miotany w stronę JANDY, tej JANDY, bezcennej JANDY.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze są moderowane.